sobota, 18 kwietnia 2015

Okrutny licznik pocałunków



Znajomy sędzia piłkarski powiedział mi kiedyś, że film Janusza Zaorskiego Piłkarski Poker ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Było to jeszcze przed wybuchem afery korupcyjnej w polskim futbolu. To co wyszło na jaw podczas przesłuchań sędziów, trenerów, piłkarzy i działaczy przerosło scenariusz filmowy. 

Zmiany w prawie umożliwiające karanie za korupcję w sporcie weszły w życie dopiero 1 lipca 2003 roku i tylko mecze rozegrane po tej dacie interesowały prokuraturę we Wrocławiu. A wiele, bardzo wiele ciekawych rzeczy na boiskach piłkarskich w Polsce działo się wcześniej. Relacje świadków wskazują na to, że w naszym kraju można było sobie kupić Puchar Polski i tym samym występy w europejskich pucharach. Największy cyrk miał miejsce w 1998 roku, kiedy w meczu finałowym Amica Wronki pokonała Górnika Konin (wtedy występował pod nazwą Aluminium) po dogrywce 5:3. – Sędzia musiał ciągnąć i ciągnąć , że końca nie było widać. Wyciągnął skutecznie i po naszej myśli, ale licznik pocałunków bił okrutnie – wspomina w książce „Spowiedź Fryzjera” Ryszard Forbrich, ówczesny menedżer klubu z Wronek, a obecnie bardziej znany właśnie jako „Fryzjer”, czyli domniemany szef mafii piłkarskiej.

Trójka sędziowska z Markiem Kowalczykiem wyprowadza zawodników Amiki i Aluminium na stadion Lecha || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera"

W finale Pucharu Polski w 1998 roku miały się spotkać dwa kluby z Wielkopolski, więc miejscem rozegrania finału mógł być tylko stadion Lecha Poznań przy ulicy Bułgarskiej. Zdobycie pucharu miało być pierwszą cenną zdobyczą wronieckiego klubu, więc podchody i pełna logistyka do sukcesu zaczęła się długo przed finałem. – Z miejsca ustaliliśmy więc, że na dzień dobry… oddamy najbliższy mecz ligowy Lechowi. Kolejorz był akurat w olbrzymiej potrzebie, pamiętam jak dziś, że aby się utrzymać, musiał wygrać trzy mecze, w tym koniecznie z Amicą (i ostatecznie zwyciężył, ale nasi obrońcy musieli aż dwa karne rywalom sprezentować, bo poznaniacy nie byli w stanie sami nic ustrzelić; tak marnie wtenczas grali) – opisuje przygotowania do wielkiego finału Pucharu Polski Ryszard Forbrich.

Co w ten sposób chcieli zyskać? Podobno przychylność poznańskiej publiczności. Mimo heroicznej postawy w meczu ligowym chyba im się to jednak nie udało, bowiem jak czytamy na stronie internetowej gornik.konin.pl w artykule opisującym finał Pucharu Polski: - Wspierali nas kibice Górnika Wałbrzych, Dyskoboli Grodzisk Wlkp., a także gospodarze obiektu, czyli fani Kolejorza.

Uścisk dłoni kapitanów obu drużyn: Zbigniew Małachowski (Amica) wymienia proporczyk z Piotrem Czachowskim (Aluminium) || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera"

Za podłożenie się Lechowi piłkarze Amiki mieli dostać premię. W ten sposób włodarze klubu chcieli ich zmotywować przed zbliżającym się historycznym finałem. Pieniądze zostały wypłacone szybciutko i zgodnie z rachunkiem co natchnęło zawodników do szukania dodatkowych dróg do pokonania rywala z Konina. Tym bardziej, że za wygraną z Górnikiem Konin mieli dostać do podziału niebagatelną kwotę  pół miliona złotych. - Z własnej i nieprzymuszonej woli zrobili zrzutkę na sędziego przed finałem Pucharu Polski. I jeden z ówczesnych liderów drużyny, poprosił, abym obietnicę gwiżdżącemu przekazał. Tego, że jeśli się dobrze spisze w Poznaniu , to zawodnicy Amiki nie pozwolą, aby przyjazne wysiłki społeczną robotą się okazały – tłumaczy „Fryzjer”.

Jako „Szef piłkarskiej mafii” Ryszard Forbrich nie miał jednak zamiaru zostawiać poczynań sędziego jedynie w rękach piłkarzy i zadziałał własną drogą. Ówczesny sędzia spotkania Marek Kowalczyk z Lublina miał otrzymać także zachętę od menedżera Amiki: - Musiałem zadziałać  swoją drogą i stosowną działkę, wyższą od piłkarzy, zaproponować, a nawet coś na poczet późniejszej przychylności wręczyć. Znaczy odgórne podziękowania zasugerować, aby kto trzeba wiedział, iż potrafimy pocałować mocniej niż rywal z niższej półki.

Radość piłkarzy, trenerów i działaczy Amiki po wygranej podpartej wieloma pocałunkami || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera"

Wśród sędziów trwała walka kto ma być arbitrem finału Pucharu Polski z 1998 roku. Nikogo to nie powinno dziwić, ten mecz mógł być dla jednego z nich prawie jak trafiona szóstka w Lotto. W końcu szczęśliwcem okazał się wspomniany Kowalczyk z Lublina. – Trzy obietnice, co najmniej, arbiter otrzymał: od nas, od naszych zawodników i od Konina też. Jako nauczyciel, mógł spodziewać się równowartości kilkuletniej pensji, więc propozycja była w tym sensie bardzo niemoralna – wspomina Forbrich.

Kibice, którzy dobrze znali polską piłkarską rzeczywistość już przed meczem czuli nosem, że finał może być przekręcony na korzyść Amiki. Dlatego zupełnym szokiem był dla nich przebieg spotkania. Po golach Dariusza Wojciechowskiego w 17. minucie i Piotra Czachowskiego w 33. Górnik Konin prowadził 2:0. Menedżer Amiki tak opisuje tamte chwile: - Nasze, pożal się Boże, asy gdzieś miały koncentrację, gdyż Konin nie błyszczał wtedy nawet na drugim froncie. Pomyśleli sobie, iż wystarczy się zrzucić i sprawa załatwi się sama. 

Dwie minuty później kontaktowego gola strzelił Andrzej Przerada, jednak zawodnikom z Wronek ewidentnie nie szło i do akcji wkroczył sędzia. Tuż przed przerwą podyktował problematycznego karnego, którego na gola zamienił Paweł Kryszałowicz. Po latach ten były reprezentant kraju przyznał w prokuraturze, że nie ma wątpliwości, że finał Pucharu Polski był ustawiony: - Pamiętam mecz finału Pucharu Polski Amica Wronki - Aluminium Konin. To był słynny mecz. Nie mam wątpliwości, że to był mecz ustawiony. Słyszałem, że tam była niejaka licytacja między tymi dwoma klubami kto da więcej sędziemu. Z tego co ja słyszałem, to na sędziego poszło wtedy z Amiki 150 tys. zł. Pamiętam, że po tym meczu była wśród zawodników Amiki składka. Płaciliśmy pieniądze z premii za zdobycie tego tytułu. Nie pamiętam czy fizycznie płaciliśmy pieniądze czy też były nam potrącone. To organizował Ryszard F.

Pan w czerwonej czapeczce to prezes Amiki Jacek Rutkowski. Nad nim wychyla się ciesząca twarz Pawła Kryszałowicza, który po latach opowiedział prawdę o finale PP z 1998 roku

Do piłkarzy z Konina dotarło, że arbiter jest tego dnia dwunastym zawodnikiem Amiki i rozważali nawet możliwość nie wychodzenia na drugą połowę spotkania. W końcu się jednak zmobilizowali i na boisku, nawet wbrew sędziemu, po raz kolejny wyszli na prowadzenie.  Autorem gola w 75. minucie był Artur Bugaj. Sędzia szybko zadziałał i trzy minuty później wyrzucił z murawy najlepszego pomocnika Aluminium Andrzeja Jaskota. - Bilski kopnął celowo piłką w Jaskota, ale Kowalczyk potraktował to jako niesportowe zachowanie konińskiego piłkarza, który w momencie wykonywania rzutu wolnego przez Bilskiego, nie zdążył odsunąć się na czas na przepisową odległość! Na próżno były protesty i błagania reszty zespołu – czytamy w relacji z tego meczu na stronie gornik.konin.pl.

Na dwie minuty przed końcem wyrównał Dariusz Jackiewicz. W dogrywce osłabiony zespół z Konina nie był już w stanie przeciwstawić się Amice, która po golach Tomasza Sokołowskiego w 98. i Grzegorza Króla w 118. minucie wygrała 5:3. – Dopiero po meczu doszło do nich, asów znaczy, że to nie przelewki były, widzieli, że nie oni ten meczyk wygrali, więc kwotę, którą obiecali sędziemu, prędziutko mi dostarczyli, chyba już następnego ranka – mówi Forbrich. – To znaczy zabrał się ze mną do Kowalczyka jeden wyznaczony przez drużynę delegat. Premia dla zespołu za wywalczenie pucharu wynosiła 500 tysięcy złotych, więc od rezerwowych zrzuty nie pobrali, nawet od ławkowego bramkarza – dodaje „Fryzjer”.

Cyrk w Poznaniu oglądała cała Polska, bowiem mecz był transmitowany przez Canal Plus. Mimo ewidentnej stronniczej postawy Kowalczyk dostał wyjątkowo wysoką notę od obserwatora tego meczu. PZPN kilkanaście dni po meczu ukarał arbitra… 3-miesięcznym zakazem sędziowania meczów piłkarskich. A menedżer Ryszard Forbrich i Amica mogli się cieszyć z pierwszego wielkiego sukcesu. – Na ligę i magnatów jeszcze byliśmy zbyt krótcy, za cienkie Bolki znaczy i pasikoniki, ale w pucharze, gdzie na polu walki ostało się jeno Aluminium, już byliśmy w stanie pokazać plecy – chwali się Fryzjer.



Ryszard Forbrich (pierwszy z lewej) patrzy na Puchar, którego zdobycie kosztowało go tyle wysiłku || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera"


Rzeczywiście jak pokazały dwie kolejne edycje Pucharu Polski Amica nie miała w nim konkurentów. W roku 1999 i 2000 także sięgnęła po to trofeum. Czy uczciwie? Piotr Dziurowicz, były prezes GKS Katowice i syn nieżyjącego już prezesa PZPN Mariana Dziurowicza zeznał w prokuraturze: - Ja nigdy nie kontaktowałem się z F. Z relacji ojca wiem jedynie, że on promował Amikę Wronki. Ojciec użył nawet takiego określenia, że on zdobył dla Amiki trzy Puchary Polski…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz