Znajomy sędzia piłkarski powiedział mi kiedyś, że film
Janusza Zaorskiego Piłkarski Poker ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Było
to jeszcze przed wybuchem afery korupcyjnej w polskim futbolu. To co wyszło na
jaw podczas przesłuchań sędziów, trenerów, piłkarzy i działaczy przerosło
scenariusz filmowy.
Zmiany w prawie umożliwiające karanie za korupcję w sporcie
weszły w życie dopiero 1 lipca 2003 roku i tylko mecze rozegrane po tej dacie
interesowały prokuraturę we Wrocławiu. A wiele, bardzo wiele ciekawych rzeczy
na boiskach piłkarskich w Polsce działo się wcześniej. Relacje świadków
wskazują na to, że w naszym kraju można było sobie kupić Puchar Polski i tym
samym występy w europejskich pucharach. Największy cyrk miał miejsce w 1998
roku, kiedy w meczu finałowym Amica Wronki pokonała Górnika Konin (wtedy
występował pod nazwą Aluminium) po dogrywce 5:3. – Sędzia musiał ciągnąć i
ciągnąć , że końca nie było widać. Wyciągnął skutecznie i po naszej myśli, ale
licznik pocałunków bił okrutnie – wspomina w książce „Spowiedź Fryzjera” Ryszard
Forbrich, ówczesny menedżer klubu z Wronek, a obecnie bardziej znany właśnie
jako „Fryzjer”, czyli domniemany szef mafii piłkarskiej.
Trójka sędziowska z Markiem Kowalczykiem wyprowadza zawodników Amiki i Aluminium na stadion Lecha || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera" |
W finale Pucharu Polski w 1998 roku miały się spotkać dwa
kluby z Wielkopolski, więc miejscem rozegrania finału mógł być tylko stadion
Lecha Poznań przy ulicy Bułgarskiej. Zdobycie pucharu miało być pierwszą cenną
zdobyczą wronieckiego klubu, więc podchody i pełna logistyka do sukcesu zaczęła
się długo przed finałem. – Z miejsca ustaliliśmy więc, że na dzień dobry…
oddamy najbliższy mecz ligowy Lechowi. Kolejorz był akurat w olbrzymiej
potrzebie, pamiętam jak dziś, że aby się utrzymać, musiał wygrać trzy mecze, w
tym koniecznie z Amicą (i ostatecznie zwyciężył, ale nasi obrońcy musieli aż
dwa karne rywalom sprezentować, bo poznaniacy nie byli w stanie sami nic
ustrzelić; tak marnie wtenczas grali) – opisuje przygotowania do wielkiego
finału Pucharu Polski Ryszard Forbrich.
Co w ten sposób chcieli zyskać? Podobno przychylność
poznańskiej publiczności. Mimo heroicznej postawy w meczu ligowym chyba im się
to jednak nie udało, bowiem jak czytamy na stronie internetowej gornik.konin.pl
w artykule opisującym finał Pucharu Polski: - Wspierali nas kibice Górnika
Wałbrzych, Dyskoboli Grodzisk Wlkp., a także gospodarze obiektu, czyli fani
Kolejorza.
Uścisk dłoni kapitanów obu drużyn: Zbigniew Małachowski (Amica) wymienia proporczyk z Piotrem Czachowskim (Aluminium) || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera" |
Za podłożenie się Lechowi piłkarze Amiki mieli dostać
premię. W ten sposób włodarze klubu chcieli ich zmotywować przed zbliżającym
się historycznym finałem. Pieniądze zostały wypłacone szybciutko i zgodnie z
rachunkiem co natchnęło zawodników do szukania dodatkowych dróg do pokonania
rywala z Konina. Tym bardziej, że za wygraną z Górnikiem Konin mieli dostać do
podziału niebagatelną kwotę pół miliona
złotych. - Z własnej i nieprzymuszonej woli zrobili zrzutkę na sędziego przed
finałem Pucharu Polski. I jeden z ówczesnych liderów drużyny, poprosił, abym
obietnicę gwiżdżącemu przekazał. Tego, że jeśli się dobrze spisze w Poznaniu ,
to zawodnicy Amiki nie pozwolą, aby przyjazne wysiłki społeczną robotą się
okazały – tłumaczy „Fryzjer”.
Jako „Szef piłkarskiej mafii” Ryszard Forbrich nie miał
jednak zamiaru zostawiać poczynań sędziego jedynie w rękach piłkarzy i
zadziałał własną drogą. Ówczesny sędzia spotkania Marek Kowalczyk z Lublina miał
otrzymać także zachętę od menedżera Amiki: - Musiałem zadziałać swoją drogą i stosowną działkę, wyższą od
piłkarzy, zaproponować, a nawet coś na poczet późniejszej przychylności
wręczyć. Znaczy odgórne podziękowania zasugerować, aby kto trzeba wiedział, iż
potrafimy pocałować mocniej niż rywal z niższej półki.
Radość piłkarzy, trenerów i działaczy Amiki po wygranej podpartej wieloma pocałunkami || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera" |
Wśród sędziów trwała walka kto ma być arbitrem finału
Pucharu Polski z 1998 roku. Nikogo to nie powinno dziwić, ten mecz mógł być dla
jednego z nich prawie jak trafiona szóstka w Lotto. W końcu szczęśliwcem okazał
się wspomniany Kowalczyk z Lublina. – Trzy obietnice, co najmniej, arbiter
otrzymał: od nas, od naszych zawodników i od Konina też. Jako nauczyciel, mógł
spodziewać się równowartości kilkuletniej pensji, więc propozycja była w tym
sensie bardzo niemoralna – wspomina Forbrich.
Kibice, którzy dobrze znali polską piłkarską rzeczywistość
już przed meczem czuli nosem, że finał może być przekręcony na korzyść Amiki.
Dlatego zupełnym szokiem był dla nich przebieg spotkania. Po golach Dariusza
Wojciechowskiego w 17. minucie i Piotra Czachowskiego w 33. Górnik Konin
prowadził 2:0. Menedżer Amiki tak opisuje tamte chwile: - Nasze, pożal się
Boże, asy gdzieś miały koncentrację, gdyż Konin nie błyszczał wtedy nawet na
drugim froncie. Pomyśleli sobie, iż wystarczy się zrzucić i sprawa załatwi się
sama.
Dwie minuty później kontaktowego gola strzelił Andrzej
Przerada, jednak zawodnikom z Wronek ewidentnie nie szło i do akcji wkroczył
sędzia. Tuż przed przerwą podyktował problematycznego karnego, którego na gola
zamienił Paweł Kryszałowicz. Po latach ten były reprezentant kraju przyznał w
prokuraturze, że nie ma wątpliwości, że finał Pucharu Polski był ustawiony: -
Pamiętam mecz finału Pucharu Polski Amica Wronki - Aluminium Konin. To był
słynny mecz. Nie mam wątpliwości, że to był mecz ustawiony. Słyszałem, że tam
była niejaka licytacja między tymi dwoma klubami kto da więcej sędziemu. Z tego
co ja słyszałem, to na sędziego poszło wtedy z Amiki 150 tys. zł. Pamiętam, że
po tym meczu była wśród zawodników Amiki składka. Płaciliśmy pieniądze z premii
za zdobycie tego tytułu. Nie pamiętam czy fizycznie płaciliśmy pieniądze czy
też były nam potrącone. To organizował Ryszard F.
Pan w czerwonej czapeczce to prezes Amiki Jacek Rutkowski. Nad nim wychyla się ciesząca twarz Pawła Kryszałowicza, który po latach opowiedział prawdę o finale PP z 1998 roku |
Do piłkarzy z Konina dotarło, że arbiter jest tego dnia
dwunastym zawodnikiem Amiki i rozważali nawet możliwość nie wychodzenia na
drugą połowę spotkania. W końcu się jednak zmobilizowali i na boisku, nawet
wbrew sędziemu, po raz kolejny wyszli na prowadzenie. Autorem gola w 75. minucie był Artur Bugaj. Sędzia
szybko zadziałał i trzy minuty później wyrzucił z murawy najlepszego pomocnika
Aluminium Andrzeja Jaskota. - Bilski kopnął celowo piłką w Jaskota, ale
Kowalczyk potraktował to jako niesportowe zachowanie konińskiego piłkarza,
który w momencie wykonywania rzutu wolnego przez Bilskiego, nie zdążył odsunąć
się na czas na przepisową odległość! Na próżno były protesty i błagania reszty
zespołu – czytamy w relacji z tego meczu na stronie gornik.konin.pl.
Na dwie minuty przed końcem wyrównał Dariusz Jackiewicz. W dogrywce
osłabiony zespół z Konina nie był już w stanie przeciwstawić się Amice, która
po golach Tomasza Sokołowskiego w 98. i Grzegorza Króla w 118. minucie wygrała
5:3. – Dopiero po meczu doszło do nich, asów znaczy, że to nie przelewki były,
widzieli, że nie oni ten meczyk wygrali, więc kwotę, którą obiecali sędziemu,
prędziutko mi dostarczyli, chyba już następnego ranka – mówi Forbrich. – To znaczy
zabrał się ze mną do Kowalczyka jeden wyznaczony przez drużynę delegat. Premia
dla zespołu za wywalczenie pucharu wynosiła 500 tysięcy złotych, więc od
rezerwowych zrzuty nie pobrali, nawet od ławkowego bramkarza – dodaje „Fryzjer”.
Cyrk w Poznaniu oglądała cała Polska, bowiem mecz był
transmitowany przez Canal Plus. Mimo ewidentnej stronniczej postawy Kowalczyk
dostał wyjątkowo wysoką notę od obserwatora tego meczu. PZPN kilkanaście dni po
meczu ukarał arbitra… 3-miesięcznym zakazem sędziowania meczów piłkarskich. A
menedżer Ryszard Forbrich i Amica mogli się cieszyć z pierwszego wielkiego
sukcesu. – Na ligę i magnatów jeszcze byliśmy zbyt krótcy, za cienkie Bolki
znaczy i pasikoniki, ale w pucharze, gdzie na polu walki ostało się jeno
Aluminium, już byliśmy w stanie pokazać plecy – chwali się Fryzjer.
Ryszard Forbrich (pierwszy z lewej) patrzy na Puchar, którego zdobycie kosztowało go tyle wysiłku || Fot. z książki "Spowiedź Fryzjera" |
Rzeczywiście jak pokazały dwie kolejne edycje Pucharu Polski
Amica nie miała w nim konkurentów. W roku 1999 i 2000 także sięgnęła po to
trofeum. Czy uczciwie? Piotr Dziurowicz, były prezes GKS Katowice i syn nieżyjącego
już prezesa PZPN Mariana Dziurowicza zeznał w prokuraturze: - Ja nigdy nie
kontaktowałem się z F. Z relacji ojca wiem jedynie, że on promował Amikę
Wronki. Ojciec użył nawet takiego określenia, że on zdobył dla Amiki trzy
Puchary Polski…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz